Jakis czas temu jeden z interneutów apelował:
"Prosiłbym was o wyrażenie swoich opinii w tej sprawie. Niewiele osób mieszkających w Rzepinie pamięta czasy ogromnej tragedii która wstrząsnęła ówczesną ludnością miasta Rzepin . 9 lutego 1952r doszło do wykolejenia się pociągu pospiesznego prowadzonego przez lokomotywę Pt47.
Petetka ciągnąca wypełnione po brzegi wagony pasażerskie wjeżdżając na nasyp wykoleiła się. Śmierć poniosło 160 osób była to najtragiczniejsza w dziejach Rzepina katastrofa kolejowa. Zaraz po niej nasyp został przebudowany a tor poprowadzony po lżejszym łuku wszystko zostało zatajone i zrobiono prawie wszystko aby ludzie o tym nie mówili ale teraz starsi ludzi wspominają te tragedie z wiarygodnego źródła dowiedziałem się jak to dokładnie wyglądało w czasie wypadku lecz nie czas na rozpisywanie się .
Pragnę tylko aby postawiono pomnik na cześć tych osób które zginęły"
Oto dzieło literata i rzutkiego biznesmena, księcia Pücklera. Park krajobrazowy w Łęknicy- Bad Muskau, najznaczniejsza atrakcja turystyczna w woj. lubuskim. Jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wyświetl większą mapę
Niewymownie się ucieszyłem oglądając w telewizji ogólnopolskiej relację z Winobrania. Wreszcie moje miasto sławne jest. Pokazały ją liczne telewizje, widziałem tą walkę przechodząc wieczorem przez Dworzec Centralny w Warszawie. Aż 5 osób jednocześnie walczyło z 15-latkiem, który tam sobie przyszedł ze swoim kumplem Arkiem, by pokazać raperowi Tede brzydki znak palcem.
A teraz fragment nawijki Tede, jego "Pęknięty Jeż" o tym że laski powinny golić się między nogami:
Tede
"Pęknięty jeż"
Dj Buhh: Ej, Tedunio i Kołcz, chodźcie tutaj do mnie
Tede: Co jest prezesie?
Kołcz: Co jest ziom?
Dj Buhh: Co jest z wami chłopaki?
Tede: No kurwa spoko jest, o co ci chodzi ziom? Gitara gra jak zwykle
Dj Buhh: No, i kurwa dobrze. Sprawa jest do zrobienia
Kołcz: Jaka kurwa sprawa, ty?
Dj Buhh: Kurwa ty! Nie zadawaj pytań, mówię ja, ty słuchasz, okej?
Kołcz: Okej, okej, no dobra dobra, już wyluzuj, słucham
Dj Buhh: No. Kawałek trzeba nagrać, rozumiecie jeden z drugim? Łapserdaki, łobuzy, obiboki, lenie... Kawałek macie nagrać. Jeden z drugim
Tede: Ej, dobra ty ziom, jaki kawałak, kurwa o czym kawałek, co za kawałek?
Dj Buhh: Jak to kurwa o czym? O piździe!
Tede i Kołcz: O piździe?!
Dj Buhh: O cipie!
Tede i Kołcz: O cipie?!
Dj Buhh: Wiesz co to jest kurwa pęknięty jeż?
Tede i Kołcz: Uuu niee ziom, powiedz, proszę cię, mów...
Dj Buhh: No, i o tym masz nagrać ziomuś!
Tede: Okej! Dwa punkty dla ciebie Buhhu!
Dj Buhh: Jestem tu! He he he he...
(To jest remix)
To jest kawałek kurwa edukacyjny ziom
Jedziemy Kołcz
ref:
To nie dobrze wiesz
Kiedy jest pęknięty jeż
To nie dobrze wiesz
Kiedy jest pęknięty jeż, pęknięty jeż (x2)
Spoko, spoko, weź się nie zaberzaj
Wyciągnij wnioski, ogol jeża
Ej, co z tobą? Ogol włoski
Ej, co z tobą połowo Polski ponad?
Wiesz o czym gadam, nie udawaj
Jesteś tak wyemancypowana
Ty chyba musisz to kminić, golić bikini
Znasz trendy, podążaj za nimi
Chłopaki lubią wygolone cipki
Ewentualnie w paseczek przytnij
Niech nic nie wystaje spod majteczek
Jest rok dwa tysiące trzeci przecież
Czytasz te pisma, ty musisz wiedzieć
Na pusi golą się na całym świecie
Nie mogą być gorsze dziewczyny w Polsce
Więc gol się, rozumiesz? Gol się
(...)
Święto Ulicy Ząbkowskiej czy tamtejszy festiwal "Kultura Podwóra" mogłyby być wzorem dla Winobrania. Ząbkowska i Brzeska- dwie najniebezpieczniejsze ulice Warszawy, powoli odkrywane przez bohemę. Brzeska to slumsy, to sztukaterie odpadłe od zeslamsiałych, ongiś bogato zdobionych kamienic, które dziś zamiast fasay mają gołe cegły i resztki esów-floresów. Burmistrz zrobił tu święto, później swoje święto zrobiła młodzież.
Pod ruiną kamienicy z oknami zabitymi nowymi dyktami ustawiono scenę. Jest i wielki tir-platforma, wszystko gotowe do wielokulturowego korowodu. Dla mnie istotą takich imprez jest karnawałowy korowód- bo przecież większość przychodzi dla owej parady, a nie na stragany. Kiedyś byłem tylko widzem takich imprez, od dobrych kilku lat jestem ich uczestnikiem, współtwórcą po trochę. Zwykle jestem w tych różnych grupach które coś-tam robią, tańczą, grają. Inni ludzie się patrzą jak my się bawimy.
Korowód na Ząbkowskiej, mimo że mały, był świetny. Tylko jeden tir z poprzebieranymi w pióropusze laskami tańczącymi sambę. Znałem kilka z nich! Kris, przebrana w pióropusze, coś długo i zawzięcie tłumaczyła mi z tego swojego wozu, nie wiem co, za daleko byłem. Ona jest instruktorką samby z Brazylii. Kilka razy nas uczyła tańczyć podstawowy krok do samby. Umiem tylko podstawy, ale twardo tą sambę tańczę z Anastazją.
Kobiety tańczące na tirze, te całe grupy samby o różnych nazwach (w stylu „Samba Latino” etc.) mają wielkie kolorowe pióropusze, dokładnie takie jak na karnawałach. Sambę trenuje się by robić właśnie takie uliczne szoł. Są wielką atrakcją, nawet po korowodzie ludzie wyłapują je by pstryknać sobie z nimi zdjęcie. Mam jakieś ekologiczne obiekcje do pióropuszy, chyba pióra są prawdziwe. Dla ładnych piór kompletnie wytrzebiono już ptaki Kiwi.
Capoeiristas idą przodem. Są nas dwie czy trzy ekipy z różnych grup. Na początku całego korowodu walczy ze sobą dwóch capoeiristas, za nimi idzie reszta capoeiristas, z baterią (orkiestrą, grając na berimau, pandeiro), potem jakieś kobiety tańczą, potem za nimi jedzie tir z całą ekipą tancerek samby, a za tirem idzie jedna z najlepszych orkiestr samby w Polsce.
Taką sambę gra się na bębnach, które się nazywają np. surda, marcação czy jakoś tak. Jestem zaprzyjaźniony z grupą „Samba z Szamba”, która ze swoją sambą podróżuje po Europie, utrzymując się przez wakacje z tak zarobionych pieniędzy. Instrumenty wykonują sami- np. instrument to np. stary bęben od pralki z membraną z pleksiglasu przyklejoną taśmą klejącą.
Świetnie to wszystko wyszło. Pojawił się znajomy kark, kafar, koks, który na ten korowód przyszedł z włosami na głowie pomalowanymi w brązowe paski, w taką panterkę (ciekawe czy sam to wymyślił, czy też gdzieś podpatrzył), i oczywiście rozwalił w grze kilka osób.
Korowód w Zielonej Górze? Halo, bez takich drastycznych porównań. Pamiętam ten z lat ubiegłych. Puszczono jakieś dicho z głośników, umcy-umcy. Jakaś komercyjna firma puściła komercyjna muzykę, stwierdzając że ona wie lepiej jak się takie coś organizuje. Jakieś coś, czego nawet opisać nie umiem, jakiś komercyjny pop czy disko. W ogóle to autentycznie nie było. „Nie tańcz jak ci zagrają”- pisałem wtedy. Istotnie, powinienem zejść z platformy zamiast próbować udawać że się bawię.
W Zielonej Górze idąc w korowodzie udajemy że się bawimy. Tu- ja się bawiłem naprawdę, choćby dlatego że cała ta impreza była bardziej tworzona przez ludzi, bardziej autentyczna, Nikt się nie wpieprzał, nie rozstawił na całej tej ulicy swoich głośników z których zapodawałby jakieś swoje dicho. Tutaj przyszedłem z przyjaciółmi, bawiłem się z przyjaciółmi, i tylko denerwowali mnie natrętni „fotografowie-amatorzy” którzy podchodzili niebezpiecznie blisko walczących by robić zdjęcia.
W Zielonej Górze moi znajomi nawet nie powalczą na ulicy z innymi capoeiristas. A przecież po to ludzie trenują codziennie latami, żeby publicznie sobie pograć. Źle to wszystko w ZG zorganizowano, po prostu… W Warszawie przebiegiem walk capoeiry kierował jeden z trenerów, to on kazał wszystkim iść przodem i grać na początku. Moi znajomi opowiadali mi że burmistrz dzielnicy Praga sam kierował leniwymi ochroniarzami i dyrygował jakimiś organizacyjnymi sprawami, mimo że to przecież niedziela i ma wolne. Szkoda że w Warszawie święto jakiejś zaniedbanej ulicy na slumsach jest lepiej zrobione niż Winobranie, i kosztuje pewnie 1/10 tej sumy.
Film video: Rio de Praga w tvnwarszawa.pl
http://www.tvnwarszawa.pl/-1,1618101,0,,rio_de_praga,wiadomosc.html
Fotografie: Festiwal "Kultura Podwóra"
Sława, Szlawa (Schlawe), za Hitlera "Szlesiersee"- ten znany kurort nad zatrutym ściekami z kilku ubojni zwierząt Jeziorem Sławskim, akwenem długim na 10 km, latem zamienia się w tutejszą protezę nadmorskiej kiczowatej kultury. Nastolatki na prowincjonalnej dyskotece na której powinniśmy się bać o własne zęby. Poubierane w okapujące "diamencikami" torebki, bransoletki, bluzeczki. Festiwal nadmorskiej tandety na rozrzuconych na nadwodnym bulwarze straganach i straganikach. Plaża umożliwiająca kąpiele w zatrutej jeszcze trochę wodzie. A sama woda nawet ciepła.
Ekonomista zastanawia się nad poziomem odmóżdżenia lokalnych i regionalnych władz, które przymykały oczy na zrzucanie ścieków, w tym odpadów z ubojni, do jeziora, aż do momentu w którym rozniosło się że w Sławie w tamtejszym jeziorze kąpią sie tylko niedoszli topielcy. Dziś jest ze stanem wód podobno nieco lepiej. Mimo to na kąpiel nie kusi się nikt z naszych. Szalejemy na wioskowej dyskotece w rytm diskopolowych szlagierów. Didżej (a w zasadzie wodzirej) pozdrawia Wałbrzych. Wiocha, wioska. Tu bawi się polska prowincja, tu kwitnie jej kultura.
Oto odpowiedź na pismo mojej mamy do inspekcji robotniczo- chłopskiej z epoki poprzedniego totalitaryzmu.
O odbudowie Wagmostawu już się robi głośno. Poniżej- Wagmostaw przed objęciem tych terenów przez administrację polską.
Obejrzyj film:
Wakacje to okres festiwali. Jeżdżę po festiwalach, ale za nic-w-świecie nie zawitałbym do Zielonej Góry. W tym mieście publice zaoferowano dwa festiwale: „Hity na czasie”- ze stajni nadawcy Zbigniewa Bembenka posiadającego m.in. „Super Express” oraz sieć stacji „Eska” . Jego radio ma wielkie wpływy, że otrzymywało częstotliwości po swoich zlikwidowanych przez KRRiTv konkurentach- jak np. po radiu Blue FM z Krakowa. Mamy też „Festiwal Piosenki Rosyjskiej”.
Jeśli chcielibyśmy śledzić ducha tych imprez, to jest on z pewnością gdzieś pomiędzy rozrywkowo-komercyjną imprezą pana Bembenka oraz zorganizowanym przez Rosjan festiwalu muzyki- dość mainstreamowym. Oba festiwale to takie wykwity komercyjnej kulktury, jeden- dzieło koncesjonowanego przez państwo, bardzo komercyjnego radia. Radia w swojej komercji tak nudnego, nieszczerego i przewidywalnego... Drugi festiwal miejscami chamski (były "d**y" i "k**y"), ale bezpieczny dla ustroju rosyjskiego, jakoś chyba promowanego w Zielonej Górze.
„Hity na czasie” to kiczowata muzyka z playbacku. Zjeżdżają się na ową imprezę fani tej komercyjnej stacji radiowej z okolic miasta. To nie jest wielki festiwal muzyczny na który fani jadą po kilkaset kilometrów. A kosztuje tyle samo, a może i więcej. Miasto Zielona Góra w poprzednich latach dotowało komercyjne przedsięwzięcie rzutkiego biznesmena. Zupełnie jakby komercyjna papka przyciągnąć miała do miasta jakichkolwiek turystów. Lata temu za podobną imprezę miasto zapłaciło ok. 150 tys. PLN, za co można zorganizować festiwal innej muzyki, bardziej szczerej, mniej komkercyjnej.
Z jednej strony- dobrze że w ogóle coś się dzieje. Z drugiej strony- marnuje się pieniądze wspierając artystycznie chyba wątpliwe przedsięwzięcia- bo wykonawcy często śpiewają z playbacku. Nawet jeśli są one w telewizji komercyjnej, to trafiają najwyżej do konsumentów proszku do prania, podczas gdy typowe festiwale są kierowane do ludzi którzy na te festiwale po prostu przyjeżdżają. Nie trzeba „telepromować” turystyki dla niemobilnej grupy Polaków utkwionych przed telewizorami, lepiej produkować dobre jakościowo festiwale- fani festiwali właśnie są tymi turystami podążającymi za kulturą i mogą odwiedzać różne miejsca w liczbie nastu tysięcy, niezależnie od pogody, co daje mierzalne efekty gospodarcze, a nie tylko "promocję" w telewizjach o jakości wyśmiewanej w sieciach społecznościowych.
Właśnie wróciłem z płockiego festiwalu „Reggaeland”, gdzie przy podobnej dotacji ze strony miasta stworzono imprezę o ogólnopolskiej renomie, i to w ciągu zaledwie kilku lat. Ściąga na nią ok. 20 tysięcy osób, o tym że są z całego kraju niech świadczy co roku zbyt małe pole namiotowe, nie nadążające za rosnąca popularnością festiwalu. A to wszystko przy nieciekawej pogodzie i zdziwieniu mieszkańców miasta, kto w taką pogodę wybiera się z namiotami nad rzekę.
Video: Występ artysty Junior Stress, popularnego wykonawcy festiwali młodzieżowych
Fani spoza miasta w Zielonej Górze? Jakieś pole namiotowe? Ależ tego tu nigdy nie było, przynajmniej odkąd żyję w Zielonej Górze. W tym mieście po prostu nigdy nie było festiwalu o ogólnopolskiej renomie. Nawet owe komercyjne, kupne festiwale nie były na tyle autentyczne by mieć jakichkolwiek fanów. Zielona Góra to miasto bez ogólnopolskiego festiwalu na nawet malutką skalę. Wydaje zaś pieniędze na "promowanie się w telewizji", jakby rozmijając się z faktem że nie ściąga to do miasta morza turystów, i daje jedynie "wirtualne" nadzieje. Wiele z tych telewizji ogólnopolskich ma oglądalność na poziomie liczby wyświetleń popularnych filmów na kanale internetowym Youtube! Płacenie za "promocję" kwot np. 400 tys. PLN, tudzież 150 tys. PLN za występy "artystów z playbacku" jest chyba bezsensem.
Fotografie: Festiwale muzyczne w mieście Ostróda, specjalizującym się w wakacyjnych imprezach jako metodzie na turystykę
Fot. Festiwal "Przystanek Woodstock" w Kostrzynie, płn. część woj. lubuskiego